czwartek, 15 czerwca 2017

Epílogo: Hola Marc

03.06.2016 r.

Milagros

Pomysł Erica wydawał się całkiem ciekawy. Zgodziłam się na wszystko, chociaż nie miałam pojęcia w jaki sposób to ma się udać.
Oj spokojnie, on wydaje się być bardziej ogarnięty niż ty i Marc razem wzięci, więc plan na pewno się sprawdzi.
Znalezione obrazy dla zapytania girl in airport
Stąpałam już po dortmundzkim lotnisku wypatrując Erica.... No chyba o mnie nie zapomniał.
Wiesz co powinny robić dzieci jak się zgubią, prawda? Więc stój i czekaj aż sam cię znajdzie.
Bardzo śmieszne.
Oj chciałam tylko żebyś się trochę rozluźniła.
Dziwisz mi się, że jestem spięta? 
Nie, ale pamiętasz co powiedziała Madzia o Pani Calloway, jak ta była spięta? "To niech się rozepnie, bo jej się mleko zetnie". Całkiem niezła rada.
Cicho siedź, bo nie pomagasz.

-Mili! - usłyszałam w końcu.
Odwróciłam się i zobaczyłam zbliżającego się do mnie Erica.
Nie zapomniał.
- Nie masz pojęcia jak się cieszę, że cię widzę. - przytulił mnie na powitanie - Jesteś gotowa?
- Teraz już się nie wycofam. - powiedziałam pewnie. 
- Nie pozwoliłbym ci. - wziął moją walizkę - Leciutka. - zaśmiał się.
- Reszta wróci prosto do Barcelony. - uśmiechnęłam się. 
- Dobrze, taksówka czeka. Jedziemy prosto do siedziby klubu. 


Zostałam zaprowadzona i zamknięta w jednym z pomieszczeń w budynku z poleceniem "Zaczekaj tutaj". Znałam plan Erica tylko do momentu naszego pojawienia się w siedzibie klubu z Dortmundu, więc nie miałam pojęcia co ma wydarzyć się teraz. 
W tym momencie nie pojawiały się żadne wątpliwości. Wiedziałam, że robię dobrze i  że choć raz podjęłam prawidłową decyzję. 
Siedziałam więc na jednym z krzeseł znajdującym się w środku i czekałam. 
W końcu za drzwiami usłyszałam głosy.
- Na prawdę bardzo się cieszymy, że do nas dołączyłeś. To wspaniała decyzja. - usłyszałam nieznany mi bliżej głos. 
- Też tak sądzę. I również się cieszę. - to on. Jest już tak blisko...
- Ale mamy do załatwienia jeszcze jedną sprawę. - powiedział mężczyzna prowadzący rozmowę z Marciem - Tylko chyba nie mam wszystkiego przy sobie, mógłbyś zaczekać na mnie tutaj? 

Marc

- Mógłbyś zaczekać na mnie tutaj? - Zorc uchylił drzwi do jednego z gabinetów. 
- Jasne. 
Mężczyzna najpierw zajrzał do środka zapalając światło i rozglądając się, a potem z uśmiechem opuścił pomieszczenie wskazując mi, ze mam wejść do środka i odchodząc.
Powoli przekroczyłem próg nie zwracając uwagi na nic i zamknąłem za sobą drzwi. 
Zamknąłem drzwi i odetchnąłem głęboko. Nareszcie coś zaczyna się układać.
Oj nawet bardziej niż ci się wydaje.
Otworzyłem oczy i zamarłem na chwilę.... 
Milagros.
- Cześć Marc. - dziewczyna zaśmiała się widząc moją lekko zdezorientowaną minę i pomachała z drugiego końca gabinetu. 
Szybko otrząsnąłem się z szoku i pokonałem dzielącą nas odległość biorąc dziewczynę w ramiona.
Nie mogłem uwierzyć w to co się działo. Mili była tutaj, przy mnie. Wreszcie mogłem ją dotknąć, przytulić. Czy to na pewno nie sen?
- Jak? Jakim cudem ty, tutaj? - spytałem odsuwając ją delikatnie od siebie, by móc spojrzeć prosto w jej oczy.
- Nie mogłam już dłużej tak wytrzymać, udawać. Tak bardzo tęskniłam. - powoli z jej oczu zaczęły płynąć łzy, które starałem się zetrzeć.
- Już nie pozwolę ci odejść. - powiedziałem, będąc całkowicie pewnym swoich słów - Kocham cię Milagros. - powiedziałem ponownie ją do siebie przytulając. 
- Ja ciebie też Marc. 
_____________________________________________________________________
I mamy koniec...

Chyba wszyscy są usatysfakcjonowani? 
Ja nawet tak :D Pierwsze opowiadanie, w którym nikogo nie zabiłam/próbowałam zabić XDDDDDD
Miało być od 7 do 15 rozdziałów i udało mi się zmieścić w tym przedziale :P
Pierwszy raz to napiszę: Jestem z siebie dumna :D
A wy co sądzicie?

... koniec części pierwszej❤️

poniedziałek, 1 maja 2017

Décimo: Decisión y la complicación

29.05.2016 r.


Długo myślałam i nie mogłam się ostatecznie zdecydować, ale wreszcie podjęłam decyzję.
Lepiej późno już wcale. Zaczynam powoli odzyskiwać wiarę w twój rozum. 
Muszę tylko szybko powiadomić o wszystkim mamę i zaczynamy działać, abym mogła jak najszybciej wrócić do Barcelony.
- Masz chwilę? - wychyliłam głowę zza drzwi do pokoju mamy.
- Dla ciebie zawsze. - podniosła głowę z nad dokumentów - Rozumiem, że wreszcie się zdecydowałaś?
- Tak. - usiadłam na krzesełku naprzeciw niej - Wracam.
- Nie masz pojęcia jak się cieszę. - uśmiechnęła się - Nie rozumiem, dlaczego postępowałaś jak postępowałaś, ale dobrze, że w końcu zamierzasz się poprawić.
- Dziękuję. - westchnęłam - Trochę się jeszcze boje, ale tym razem może nie stchórzę.
- Oby. - chwyciła moją dłoń, która leżała na biurku - Pamiętaj, to że mnie i twojemu tacie się nie udało nie znaczy, że z tobą też tak może być.


Po obiedzie postanowiłam zadzwonić... Początkowo moim celem była Maresol, którą chciałam powiadomić o moim wcześniejszym powrocie do Hiszpanii. Jednak, gdy po raz kolejny odrzuciła moje połączenie zmieniłam adresata. Może i wolałam, żeby mój przylot pozostał dla Marca niespodzianką, ale nie znaczyło to, że nie mogłam do niego zadzwonić.
Mogłam go przynajmniej usłyszeć, porozmawiać i jakoś trochę wyciszyć tęsknotę.
Westchnęłam i wybrałam numer Hiszpana.
Znalezione obrazy dla zapytania girl calling tumblr- Prywatna asystentka pana Bartry. Dzień dobry w czym mogę pomóc. - usłyszałam roześmiany kobiecy głos. W oddali było słychać również gwar, toczące się rozmowy śmiech - Halo? Jest tam ktoś? - zatkało mnie.
- Sara oddawaj to. - usłyszałam w tle głos Marca, który prawdopodobnie odzyskiwał swój telefon - Tak, słucham? - powiedział, gdy już miał w rękach swoją własność.
- Cześć Marc. - szepnęłam - Słyszę, że przeszkadzam... Zadzwonię kiedy indziej. - szybko się rozłączyłam.
Tylko się nie rozpłacz.

Eric

Trzeba było coś wymyślić, żeby poprawić humor mojemu bratu, który od wyjazdu Milagros wygląda jakby mu ktoś Ninę zabił. Wpadłem więc na ten pomysł ze spotkaniem rodzinnym. 
Początkowo wydawało mi się, że odniosłem sukces. Marc nikogo nie unikał, chodził uśmiechnięty. Wyczułem jednak, że jest coś nie tak, gdy zniknął mi z oczu. 
- Sara, nie wiesz, gdzie zniknął Marc? - zaczepiłem jedną z naszych kuzynek. 
- Nie... Zniknął zaraz po tym jak zadzwoniła do niego jakaś dziewczyna. 
- Dzwoniła Milagros? 
- Chyba tak. - powiedziała - Wydaje mi się, czy źle zrobiłam, że to ja odebrałam ten telefon z dość głupim tekstem? - spytała.
- Gorzej nie mogłaś. - opuściłem taras i wszedłem do domu chcąc jak najszybciej znaleźć brata. 

Na szczęście nie postanowił uciec tylko siedział przy stole kuchennym wpatrując się w ekran telefonu.
- Słyszałem od Sary co się stało. - powiedziałem siadając naprzeciw niego.
- Nawet nie porozmawialiśmy. Stwierdziła, że przeszkadza i się rozłączyła. - westchnął. 
- Próbowałeś oddzwonić? 
- A myślisz, że nie? - uniósł się lekko - Nie odbiera. Mogłem lepiej pilnować tego cholernego telefonu. - uderzył pięścią w stół.
- Spokojnie. 
- Ty nie słyszałeś jej głosu. Zawiodłem, doskonale to było słychać. 


Nie mogłem tak zostawić tej sytuacji. Chyba każdy zauważył, że przez resztę wieczoru Marc nie był już sobą. Poczułem się w obowiązku aby coś z tym zrobić. 
Gdy wszyscy już spali wyszedłem cicho na balkon aby wykonać telefon. Spisałem z telefonu Raquel numer do Milagros. Nie wiem skąd go miała, ale to ułatwiło mi zadanie. 
- Słucham. - pierwszy sukces jest.
- Cześć Mili. Eric z tej strony. 
- Cześć. Stało się coś, że dzwonisz... Z tego co mi się wydaje jest u was dość późno. 
- Nic się nie stało, ale muszę z tobą porozmawiać. - zacząłem - Wiem, że dzwoniłaś dzisiaj do Marca i co było dalej. Ale to wszystko nie było...
- Eric, wiem co usłyszałam... - przerwała mi - Nie mam niczego za złe. Minęło trochę czasu, więc...
- Ale wysłuchaj mnie do końca. Zorganizowałem dzisiaj spotkanie rodzinne, a telefon Marca odebrała nasza kuzynka Sara. Nie miała pojęcia o całej sytuacji i postanowiła trochę pożartować. - tłumaczyłem - Marc nadal jest sam i czeka na ciebie. 
- Chyba postąpiłam zbyt pochopnie. - odezwała się po chwili ciszy. 
- Chciałbym być szczery więc muszę Ci powiedzieć, że chyba nie pierwszy raz. 
- Tak, wiem. Ale już niedługo wracam. 
- Na prawdę?
- Tak. Trzeciego czerwca wyląduję z powrotem w Barcelonie. - powiedziała, a mnie olśniło.
- Trzeciego czerwca, tak? - uśmiechnąłem się sam do siebie - A może zamiast tego wylądowała być w Niemczech? 
_____________________________________________________
Miałam napisać ten rozdział później. 
Ale jakoś tak wyszło, że mam już powyżej uszu pedagogiki i filozofii więc postanowiłam zrobić coś co sprawi mi większą przyjemność :D 
I w sumie ten rozdział miał wyglądać zupełnie inaczej, ale moja siostra wymyśliła Sarę i wyszło tak ;)
Przed nami jeszcze tylko epilog! Cieszycie się? :P

poniedziałek, 10 kwietnia 2017

Noveno: Anhelo

23(22) maja 2016 r.


Pip. Pip. Pip.
Jednak ustawiłam ten budzik. Czas powoli uruchomić laptopa i znaleźć jakąś transmisje meczu. Dobrze, że mam osobny pokój, bo bym pewnie obudziła mamę, a tak żadnych przeszkód mogę wstać i obejrzeć mecz finałowy Copa del Rey. Chociaż, te 7 godzin różnicy czasu nie pomaga.
Plus taki, ze udało nam się wrócić wczoraj do Pekinu i internet powinien być lepszy.
Tak, zdecydowałam się na podróż. Mimo wszystko byłam już tak zdeterminowana żeby wyjechać, że nawet wyznanie Marca tego nie zmieniło.

- Cześć, wejdź. - otworzyłam drzwi, a Marc natychmiast udał się do mojego saloniku.
- Musimy porozmawiać. - powiedział od razu - Muszę ci to powiedzieć, bo chyba oszaleje.
Nie wiem, czy mam się bać, czego oczekiwać... Gdzieś w środku oczekiwałam, że... Nie to na pewno nie to.
- Tydzień temu chciałem ci to powiedzieć, ale jak głupi stchórzyłem i żałuję. - westchnął - Eric miał pomysł, żebym przygotował jakąś śmieszną przemowę, ale chyba zrobię to najprościej jak tylko można. - podszedł do mnie, chwycił obie moje dłonie - Kocham cię Milagos. Bałem się tego jak cholera, próbowałem od tego uciec ale nie mogę. Mili jesteś najlepszym co mogło mi się przytrafić i nie potrafię myśleć, że miałbym spędzić jakikolwiek czas bez ciebie. Nawet jeśli tego nie odwzajemniasz i nadal chcesz wyjechać to wiedz, że ja będę na ciebie czekał. Tak długo jak będzie trzeba..
- Marc... Ja... - zamurowało mnie - Ja.. Nie...
- Rozumiem, chciałem po prostu żebyś wiedziała. - widziałam, że jest zawiedziony, smutny - Przepraszam i miłej podróży. - puścił moje dłonie i skierował się do wyjścia. 
- Zaczekaj, to nie tak.  - zatrzymałam go - To jest dla mnie na prawdę trudne. Może to wszystko za szybko. Na prawdę jesteś dla mnie ważny, ale boję się. - spuściłam głowę. 
- Mili, czego się boisz? - ponownie do mnie podszedł.
- Boję się... chyba wszystkiego, uczuć. Tego, że stałeś się dla mnie tak szybko zbyt ważny. - westchnęłam - Tego wyjazdu też się boję. 
- To nie wyjeżdżaj. Zostań, a ja postaram się udowodnić, że to najlepsza decyzja w twoim życiu. 
- Nie, wyjadę. To wyjdzie nam obojgu na dobre. Ja muszę wszystko przemyśleć. A jeśli po powrocie nic się nie zmieni... Damy sobie szanse.

To chyba jednak był błąd.
Oczywiście, ze błąd, ale przecież Milagros wie najlepiej. Tylko skrzywdziłaś was oboje. 
Wiem. Ale co mam teraz zrobić. Odliczam tylko dni do powrotu i mam wrażenie, że już minęła cała wieczność odkąd opuściłam Barceloną i ostatni raz widziałam Marca...


Mam nadzieję, że się obudziłaś, 
jeśli nie to POBUDKA!! Sam 
się mecz nie obejrzy :D 
Sol. Jest osobą, z którą kontakt mam najczęściej. Oczywiście była nadąsana z powodu mojej decyzji, ale długo to nie trwało i jest moimi oczami w Barcelonie.
Wstałam budziku :*
Znalazłam dość dobrą transmisje spotkania i mogłam oddać się emocją spotkania Blaugrany z Sevillą.
Przyznaj, że czekasz szczególnie na to czy Marc pojawi się na boisku. 
Nawet nie mam na to nadziei. Wiem jak wygląda jego sytuacja. Rozmawialiśmy ostatnio dwa tygodnie temu i uznał, że zaczyna go cieszyć nawet to siedzenie na ławce.
Dwa tygodnie to całkiem długo.
Długo, ale cały czas przecież byłam z mamą 200 km od Pekinu na placu budowy, a z zasięgiem było tam nie najlepiej.
A nie łaska wczoraj było się odezwać.
Nie chciałam się narzucać. A Sol mówiła, że ostatnio Marca trudno zastać w domu. Bez przerwy gdzieś wyjeżdża, umawia się na jakieś spotkania...
A twoja wyobraźnia zadziałała? 
Dziwisz się? Teraz oglądam, nie przeszkadzaj.


- Mili... Milagros.. Obudź się. - usłyszałam głos mojej mamy.
- Co się stało? - spytałam.
- Miałyśmy iść dzisiaj zwiedzać. - uśmiechnęła się. 
- Przepraszam, oglądałam w nocy mecz i ...
- Rozumiem. Chcesz jeszcze odespać? Chyba przerwałam ci dość ciekawy sen, tak myślę po tym co mówiłaś?
- Znowu? - zakryłam twarz dłońmi. 
- Oj Mili. - przysiadła na moim łóżku - Na pewno nie chcesz wrócić wcześniej do Barcelony? Widzę jak się męczysz. Wiem, że było lepiej po tym jak mi o wszystkim powiedziałaś, ale to chyba znowu wraca. Nie możesz tak się męczyć. Tęsknota to straszne uczucie, wiem... I niepotrzebnie nałożyłaś na siebie taki ciężar. 
- Myślałam, że tak będzie lepiej.
- Najgorzej za dużo myśleć. Następnym razem niech zadziała serce. 
- Dziękuje ci. - przytuliłam ją - To idziemy podbijać Pekin? - zaśmiałam się.
- Idziemy, a potem pomyślimy o twoim powrocie. Tym razem ja zadecyduje za ciebie. 
______________________________________________________________
Cześć? Przeżyje? 
Mam taką nadzieję, bo inaczej kto zakończy to opowiadanie? :P 
Chyba, że zakończenia nie chcecie :D 
Jak Wam się podoba powyższy rozdział? 
Powiem Wam w tajemnicy, że średnio mi się go pisało i gdybym nie wpadła na pomysł  retrospekcją nic by z tego nie wyszło xd 

Przepraszam, że na Waszych blogach pojawiam się z opóźnieniem, ale ostatnio trudno było mi się wyrabiać i prawdopodobnie dalej będzie to tak wyglądało. Wybaczcie :D 

Jest szansa, że przed 27.04 napiszę jeszcze coś... Tu, bądź na historię Igi i Tomasza. 
Ale jeśli nie to w tym dniu pojawi się pewien post i niespodzianka :)

Pozdrawiam ♥

EDIT. Wszystkiego dobrego z okazji Świąt Wielkanocnych :*

czwartek, 16 marca 2017

Octavo: T'estimo Milagros

14 kwietnia 2016

Marc

Minął tydzień od kiedy Milagros powiedziała mi o swoim wyjeździe.
Został tydzień do jej wyjazdu.
A ja... Kompletnie nie wiem co mam ze sobą zrobić. Sam nie wiem, dlaczego nie powiedziałem Mili o swoich uczuciach. Przecież to mogłoby ją powstrzymać. Miałbym szansę ją zatrzymać dla siebie. 
Normalnie powiedziałbym, że coś to za egoistycznie myślenie. Ale tym razem się zgodzę. W sumie możesz jeszcze spróbować. 
Nie sądzisz, że teraz było by to głupie.
Nie! To by była najmądrzejsza decyzja w całym twoim życiu! 
Muszę pomyśleć...
O nie...

Dlaczego to wszystko musi się tak komplikować. Nie dość, że moja sytuacja w klubie nie jest zbyt ciekawa to jeszcze w życiu osobistym zaczyna się wszystko pieprzyć. 
Może już taki mój los.


- Marc! Jesteś? - usłyszałem głos mojego brata, który najwyraźniej postanowił mnie odwiedzić. Miał kluczę do mojego domu tak "w razie co" więc mimo tego, że się zamknąłem problemów z wejściem nie miał.
- Salon! - krzyknąłem.
- Co to za wylegiwanie się na kanapie co? - zaśmiał się Eric siadając na jednym z foteli.
- A daj spokój. - westchnąłem - Wszystko się wali.
- Mówiłem, zacznij szukać już nowego klubu, odbudujesz się tam i może jeszcze przy odrobinie szczęścia wrócisz do Barcy jako jeden z najlepszych na świecie. 
- Gdyby tylko to było moim zmartwieniem to było by łatwiej, wiesz? Z resztą Carles mówi, że powoli już dla mnie czegoś szukają więc o to martwię się najmniej.
- No to co się takiego stało? Wyżal się bratu, no już... - rozsiadł się wygodnie - Bo chyba nie o Mili?
- Strzał w dziesiątkę. - podniosłem się do pozycji siedzącej.
- Rozumiem, że nadal nie powiedziałeś jej szczerze o swoich uczuciach i gnijecie w tej śmiesznej przyjaźni? - pytał - Nie rozumiem, dlaczego nie weźmiesz spraw w swoje ręce. Ile razy mam cię jeszcze wszystko tłumaczyć, ja, Sergi albo Rafa... Tłuczemy ci to tego pustego łba co masz zrobić a ty swoje...
- Milagros wyjeżdża. - przerwałem mu - Za tydzień wylatuje ze swoją matką na dwa miesiące do Chin.
- Uuu... tego nie przewidziałem. 
- Tydzień temu byłem u niej. Byłem gotowy powiedzieć jej o wszystkim, a ona oznajmia mi, że postanowiła podróżować...
- I to cie powstrzymało? - spytał - Boże, dlaczego pokarałeś mnie taki głupim bliźniakiem... - przewrócił oczami - Na gdybym był na twoim miejscu to właśnie w tym momencie powiedziałbym jej wszystko. Powstrzymał ją. A nie jak idiota po prostu odpuścił.
Jakby nie patrzeć to ma rację. 
- Ale już zdecydowała....
- Gówno, a nie zdecydowała... Jako obserwator... Bardzo dobry obserwator z resztą... Mowie ci, że tym wyjazdem ona też próbuję uciec, tak jak ty uciekasz od wyznania swoich uczuć.... Jako twój brat widzę jak cię wzięło, ba... nawet Raquel to widzi... Widzimy też jak Milagros od dłuższego czasu ciągnie do ciebie... Dlatego teraz dobrze ci radzę. Podnieś dupę z tej kanapy i jedź do niej! Albo siłą cię tam zaciągnę. 
Jednak jakiś Bartra jest mądry. 
- Mówisz poważnie? - spytałem.
Jasne, że mówi poważnie... Tylko ty masz jakieś klapki na oczach i nie dostrzegasz oczywistości!
- A czy wyglądam jakbym żartował? Ruszaj się!

Milagros

Dzięki zaangażowaniu i kontaktom mamy przygotowania do wyjazdy szły na prawdę bardzo szybko. W końcu nie miałyśmy dużo czasu i trzeba było wszystko załatwić w tempie ekspresowym. 
Tak mogłam odciągnąć myśli od Marca i moich wszystkich uczuć do niego. Nie było to łatwe, Sol chodziła na mnie obrażona i dostawałam od niej tylko bury za moje zachowania. Mama też coś zauważała, ale na razie nie chciałam jej wszystkiego mówić.
Ja na przykład taką Maresol całkowicie rozumiem. A na twoim miejscu powiedziałabym mamie o wszystkim, ona na pewno by cię ustawiła do pionu. 

Wróciłam do domu po moim ostatnim dniu w pracy przed wyjazdem. Tego też będzie mi trochę brakować. 
Ledwo usiadłam przed telewizorem by trochę odpocząć a usłyszałam dźwięk przychodzącej na moją komórkę wiadomości. 
Będę za 15 minut.
Marc. Nie widziałam się z nim odkąd powiedziałam mu o moim wyjeździe. Może go tym uraziłam, a może po prostu nie miał czasu.

Nim się obejrzałam już słyszałam dzwonek do drzwi. Natychmiast podniosłam się aby otworzyć. 
- Cześć, wejdź. - otworzyłam drzwi, a Marc natychmiast udał się do mojego saloniku.
- Musimy porozmawiać. - powiedział od razu - Muszę ci to powiedzieć, bo chyba oszaleje.
Nie wiem, czy mam się bać, czego oczekiwać... Gdzieś w środku oczekiwałam, że... Nie to na pewno nie to.
- Tydzień temu chciałem ci to powiedzieć, ale jak głupi stchórzyłem i żałuję. - westchnął - Eric miał pomysł, żebym przygotował jakąś śmieszną przemowę, ale chyba zrobię to najprościej jak tylko można. - podszedł do mnie, chwycił obie moje dłonie - Kocham cię Milagos. Bałem się tego jak cholera, próbowałem od tego uciec ale nie mogę. Mili jesteś najlepszym co mogło mi się przytrafić i nie potrafię myśleć, że miałbym spędzić jakikolwiek czas bez ciebie. Nawet jeśli tego nie odwzajemniasz i nadal chcesz wyjechać to wiedz, że ja będę na ciebie czekał. Tak długo jak będzie trzeba.
__________________________________________________________________

Ta dam :D
I jak? Podoba się? ;)
Mam nadzieję.
Dziękuję mojej siostrze, która podpowiedziała mi trochę do co początku tego rozdziału. (Jednak czasem się na coś przydaje) Szkoda, ze nie chciała za mnie napisać XDDD
Czekam na Wasze opinie i pozdrawiam ♥

Zapraszam też do zapoznania się z bohaterami (i być może wyrażenie opini co o nich sądzicie)  mojego nowego opowiadania  z którym wystartuje po zakończeniu tego bloga. ------> Moja Wielka Pętla 

wtorek, 28 lutego 2017

Séptimo: Escapar

3 kwietnia 2016 r.

- Mili, czyś ty do reszty zgłupiała?! - zaczęła krzyczeć Maresol, gdy tylko powiadomiłam ją o moim pomyśle - Na prawdę miałam cię za całkiem ogarniętą dziewczynę, ale teraz po prostu nie mogę uwierzyć w to co usłyszałam.
- Sol, ale może tak będzie lepiej. - powiedziałam.
- Co lepiej?! Lepiej, bo zwiejesz na drugi koniec świata przed jakąkolwiek odpowiedzialnością?! -
tak, zdecydowanie była zła - W sumie to moja wina, po co ja wtedy żartowałam z tym, że masz jeszcze możliwość wyjazdu.... No tak, nie spodziewałam się, że weźmiesz to na poważnie!
- Nie wzięłam, po prostu mama wróciła z Peru i zaproponowała ten wyjazd do Chin to stwierdziłam, że może nigdy już nie będę miała okazji na zwiedzanie tego kraju.
- Tak się tłumacz... Twoja mama podróżuje od ponad dziesięciu lat, wyjechałaś z nią raz, zawsze wolałaś zostawać z ojcem, mimo że obwiniałaś go o rozpad rodziny. Nawet kiedy on zmarł wolałaś gdzieś pomieszkiwać u rodziny, a teraz nagle zachciało ci się wycieczki do Chin?! Teraz kiedy masz miłość i szczęście na wyciągnięcie ręki?!
Rozumiałam gniew Maresol, ale na prawdę w tym momencie uważałam, że tak będzie o wiele lepiej.
Po prostu się bałam.
Bałam się odezwać do Marca, przez ostatni czas.
Bałam się mówić otwarcie o swoich uczuciach.
Bałam się jakichkolwiek związków mając wrażenie, że wszystko skończy się tak samo, jak małżeństwo moich rodziców.
Bałam się, od dawna, pozwolić komuś zbliżyć domu zbyt bardzo.
Bo przecież zwykła przyjaźń jest bezpieczniejsza, prawda?
A jednak Bartrze pozwoliłaś złamać pewne granice.... A teraz chcesz uciec. Chyba cię nie rozumiem.
Gdybym sama siebie rozumiała.
- Mili. - zaczęła ponownie, tym razem znacznie spokojniej, Sol, gdy zauważyła, że nie mam zamiaru udzielić jej odpowiedzi - Zrozum, ja nie chcę dla ciebie źle. Nikt nie chce. Po prostu sama zaczynasz powoli komplikować swoje życie. - usiadła obok mnie i objęła.
- Chyba nie potrafię inaczej. - wychlipałam.
- Potrafisz, tylko w to nie wierzysz. Może przemyśl jeszcze raz to wszystko. Masz jeszcze przecież trochę czasu i możesz to odwołać, prawda? - uśmiechnęła się delikatnie - A teraz proszę przestań się mazać i może zadzwoń do tego swojego kochasia, bo wczoraj zaczął się do mnie dobijać i skarżyć, że nie odbierasz. 
- Nie umiesz pocieszać. - zaśmiałam się.


Znalezione obrazy dla zapytania alba paul ferrer bedPo wyjściu Sol, która postanowiła posiedzieć ze mną do wieczora, usiadłam wygodnie w fotelu i zaczęłam myśleć. Może i przyjaciółka próbowała zniechęcić mnie do wyjazdu, jednak jakaś część mnie podpowiadała, że to jest jedyne poprawne rozwiązanie.
Szkoda, że nie chcesz posłuchać tej drugiej, która myślę, że radzi ci lepiej.
Skąd wiesz, że lepiej?
No dobra, nawet jeśli nie, to pamiętasz, że kto nie ryzykuje ten nie pije szampana? 
A skąd wiesz, że dane by mi było go wypić? 
Czuje, że nie uda się nikomu zmieni twojej decyzji. Ale prześpij się z tym jeszcze.
Miałam już położyć się do łóżka, ale zatrzymał mnie telefon od mojej mamy. 
- Cześć Mili. Nie rozmyśliłaś się chyba i nadal zamierzasz lecieć ze mną do Chin, prawda? - spytała od razu.
Tak, a coś się stało?
- Wylatujemy wcześniej niż się spodziewałam...


Z samego rana dostałam SMSa od Sol, która nalegała bym jak najszybciej skontaktowała się Marciem, bo ma nadzieję, że sprawi to, że zmienię zdanie. 
Sama już po rozmowie z mamą wiedziałam, że będę chciała się z nim spotkać. Muszę mu przecież powiedzieć, że wyjeżdżam. 
Bartra zgodził się wpaść do mnie od razu po treningu. Na szczęście miałam dzisiaj wolny dzień i nie było z tym żadnych problemów. Z resztą i tak przez ten wyjazd stracę pewnie wszystkich podopiecznych.
Zaczynałam się denerwować i nie pomogła mi się uspokoić żadna książka, ani tym bardziej dzwonek do drzwi, który w końcu usłyszałam. 

- Cześć. Wejdź. - wpuściłam Marca do mieszkania. 
- Nie masz pojęcia jak się cieszę, że zadzwoniłaś. - zaczął Marc jak tylko przekroczył próg mojego mieszkania po czym mocno mnie przytulił.
Nie pomaga.
- Zaczynałem się już powoli martwić, że coś się stało. Ale Maresol powiedziała, że twoja mama wróciła i chcesz spędzić z nią jak najwięcej czasu.
- Tak, tak. Muszę ci coś powiedzieć. - powiedziałam od razu, gdy weszliśmy do saloniku.
- Ja też mam coś ważnego. - uśmiechnął się - Ale proszę, ty pierwsza. 
Jaka szkoda, że zaraz mu ten humor zepsujesz.

Marc

- Ja też mam coś ważnego. - byłem już zdecydowany, żeby wyznać Milagros wszystko - Ale proszę, ty pierwsza. 
- No więc... - zrobiła krótką przerwę - Wyjeżdżam. - oznajmiła - Na około dwa miesiące do Chin, potem może gdzieś jeszcze. - dodała ciszej.  
Nie.
Znalezione obrazy dla zapytania marc bartra sadChyba tak.
To nie jest prawda.
- Mili ty żartujesz, prawda? - spytałem.
- Nie. To może być jedyna taka okazja. - powiedziała - Do tego dawno nie spędzałam czasu z mamą, a to będzie idealna szansa.
- Kiedy?
- Za dwa tygodnie.
Nie wierzę. 
To uwierz, albo spróbuj ją przekonać, żeby została!
- Ale ty też chciałeś coś powiedzieć. - zmieniła temat.
- Mili, ja... - nie, to jednak nie jest dobry moment - Już nie ważne. 
- Jak uważasz. - skrzywiła się. 
Walcz!
Jak? Przecież zdecydowała.
Jesteś debilem... Będziecie żałować, a ty na pewno.
____________________________________________________________________

Hej! 
Po zakończeniu poprzedniego rozdziału miałam dwie koncepcje... 
Wg pierwszej wszystko miało się potoczyć... zbyt cukierkowo.
A efekty drugiej widzicie powyżej. 
Podoba się?
Ja jestem w połowie zadowolona... Przecież zawsze może być lepiej.
Rozdziałów do końca zostało... mało. Nie wiem ile, bo moje plany często się zmieniają...
Ale to chyba jest najwyższy czas, żeby zacząć konkretne planowanie nowego bloga. 
Porządnie zabiorę się za Marcela i może coś z tego wyjdzie. 

Pozdrawiam! ♥ 

środa, 11 stycznia 2017

Sexto: Quiero

Milagros 

- Mili... Jestem głodna...  - po mojej prawej stronie usłyszałam jęknięcie przyjaciółki.
- Wstań i sobie coś zrób. - powiedziałam zakrywając się z powrotem kocem. 
- Nie mam siły...
- A myślisz, że ja mam? - westchnęłam - Ale znaj moją dobroć. - powoli zwlekłam się z łóżka i powędrowałam do kuchni. Dobrze, że zrobiłam wczoraj za dużo churros i zostawiłam trochę ciasta w lodówce.
Doskonale wiedziałam, że Sol będzie w gorszym stanie niż ja. Z resztą, gdyby tak nie było, to wróciłaby do siebie, a nie zalegała u mnie. W sumie... mogłam ją troszkę przypilnować...
Ale byłaś troszkę zajęta swoim, uwaga cytuję, "tylko przyjacielem".
No co, mogliśmy chyba trochę potańczyć i porozmawiać, co nie? 
Oczywiście... ale nie musieliście się ukrywać na tarasie, tylko mogliście kulturalnie, razem z całą resztą.
A może tam było przyjemniej? 
Musiało, skoro spędziliście tam ponad półtorej godziny. Sami.
Jezu, no i co z tego.
Faktycznie, po naszym tańcu (który jak dostrzegłam kątem, widziała chyba większość osób), posiedzieliśmy jeszcze na tarasie. Trochę porozmawialiśmy, trochę pomilczeliśmy. Nawet nie wiem kiedy tak dużo czasu zleciało. 
Coraz częściej przy Marcu czułam coś... coś, czego nie odczuwałam już od dłuższego czasu przy kimkolwiek innym. I chyba przestawało być mi z tym jakoś źle... Ale przecież byliśmy tylko przyjaciółmi. 
Znalezione obrazy dla zapytania girl cooking tumblr
- Zaraz z tego churro pozostanie wiór. - z zamyślenie wyrwał mnie głos Maresol - Myślałam, że to ja jestem w gorszym stanie. - westchnęła. 
- Przepraszam, zawiesiłam się. - na szczęście przyszła w porę i wszystko nadawało się jeszcze jako tako do zjedzenia. 
- Chyba raczej zamyśliłaś. - stwierdziła, gdy usiadłam przy stoliku na przeciw niej - I tym razem, proszę mnie nie zbywaj. Może i jestem na niezłym kacu, ale jak dostanę dwie tabletki przeciwbólowe to jestem gotowa na każdy rodzaj rozmowy z przyjaciółką. 
- Jedz lepiej teraz. - uśmiechnęłam się tylko.


Po zjedzeniu śniadania wysłałam Maresol aby się trochę ogarnęła, a sama sprzątnęłam ze stołu i umyłam naczynia. 
- Łazienka już wolna. - powiedziała Sol zaraz po tym jak opuściła pomieszczenie. 
Natychmiast chwyciłam ubrania z szafy i tam się udałam.
Byłam pewna, ze gdy opuszczę łazienkę to przyjaciółki już nie będzie w moim domu, bo nie raz w podobnych sytuacjach już tak bywało. Tym razem jednak wciąż siedziała ona w moim salonie. 
- Jeżeli myślałaś, że znowu ci odpuszczę tę rozmowę to się myliłaś droga panno. - zaczęła poważnie - Siadaj tutaj. - poklepała miejsce obok siebie na kanapie. 
- Maresol... o co ci chodzi? - spytałam wykonując jej polecenie.
- Teraz masz mówić szczerze, bez wykręcania się. Możesz próbować coś ukrywać przed samą sobą ale swojej najlepszej przyjaciółki tak łatwo nie wykiwasz... Jak to jest, tak na prawdę, między tobą a Bartrą? - spytała. 
- No jak... jesteśmy przyjaciółmi. - powiedziałam szybko.
- Raczej przyjaciółmi z mocnymi aspiracjami na coś więcej. - stwierdziła - Obserwowałam was wczoraj trochę, no może dopóki nie urwał mi się film. I w sumie nie tylko wczoraj, ale do rzeczy... Ciągnie was do siebie jak cholera, Milagros! - uniosła głos - Problem w tym, że żadne z was nie ma zamiaru nic z tym zrobić. - westchnęła - Mili, przyznaj szczerze, że tak jest, bo uśmieszek, który dwie sekundy temu zagościł na twojej twarzy zdaje się to potwierdzać. 
No popatrz, twoja przyjaciółka nawet umierająca jest bystrzejsza niż ty. I co jej teraz powiesz... Bo jak stwierdzisz, że nie to chyba będę miała ochotę popełnić seppuku. 
Chyba faktycznie potrzebowałam więcej impulsów i takiej Maresol, która będzie czasami mnie sprowadzała do porządku.
- No ale co ja mam ci powiedzieć. - jęknęłam.
- Krótkie pytanie... Chcesz, żeby między wami było coś więcej? 
- Chcę. 
- No to czego się boisz? Bo musisz mieć jakieś obawy... 
- A co jeśli to tylko zwykłe zauroczenie i za chwile, któremuś  z nas przejdzie... Będziemy tylko potem cierpieć. 
- Jak nie spróbujesz to się nie dowiesz. - stwierdziła - Ewentualnie możesz jeszcze sobie wyjechać gdzieś daleko, i jeśli okaże się to tylko zauroczeniem to w końcu minie i wrócisz już z czystym sumieniem, Ale proszę lepiej tego nie rób.
- Muszę pomyśleć. - powiedziałam.
- Dobrze... Ja też już mam dość być ciotką dobra rada... Głowa mi nadal pęka, wracam do siebie odsypiać. 

Marc

Wiedziałem od początku, że jak Lucho dowie się o imprezie na dwa dni przed meczem to będzie chciał nam pourywać głowy, ale przecież nikt mnie nie słuchał. I teraz po treningu tym bardziej wyglądamy jak zwłoki. A jeszcze zgodziłem się pomóc ogarnąć Sergiemu jego dom. Marc, jesteś idiotą. 
Ale nie mów, że żałujesz, że się tam bawiłeś. Z Milagros. 
Bawiłem się z większością osób.
Ale chyba najdłużej z panną Garcia, nieprawdaż. Chyba bardzo wziąłeś sobie do serca rozmowę z Rafaelem. 
Staram się. 
Nie wierzę! Chyba powinienem bić brawo. 
Taa.. Jak już chcesz.
- Czy powinienem złożyć ci już gratulację? - zaczął nagle Roberto, gdy przekroczyliśmy próg jego domu. 
- Z jakiego powodu niby? - spytałem zdziwiony. 
- Czyli jeszcze nie... - westchnął. 
- Powiesz mi o co chodzi?
- Debilem jesteś, wiesz? O ciebie i Milagros mi chodzi! - podniósł głos.
- Czyli ty też stoisz po stronie Rafy? 
- Może aż tak to nie, ale no sorry, jak ludzie tak na siebie patrzą i tak zachowują się w swoim towarzystwie to wnioski nasuwają się same. 
- Ale nie wszystko jest tak łatwe jak się wydaje. - odpowiedziałem.
- Jak to nie... Chcesz, żeby między wami było coś więcej niż przyjaźń? - spytał.
- Chcę. - westchnąłem bez chwili zastanowienia.
- No to bądź facetem! - rzucił we mnie znalezioną gdzieś w międzyczasie pustą puszką po piwie - Jak chcesz to kup jakieś kwiaty. Idź do niej, powiedz co czujesz, a w razie potrzeby jakby miała jakieś wątpliwości są inne sposoby żeby przekonać kobiety. - poruszał znacząco brwiami.
_____________________________________________________________________

To znowu ja :)
Znowu po przerwie.
Mam nadzieję, że choć trochę wam się podoba to u góry ;) Bo mi w częściowo tak :P
Ten rozdział miał się pojawić już wcześniej, ale najpierw zanim zaczęłam go pisać zauważyłam w zakładce SPAM, kilka nieprzeczytanych rzeczy i pomyślałam "dlaczego mam zmuszać innych do czytania moich wypocin, skoro sama ostatnio nigdzie nie zajrzałam"... No i wszystko się poprzesuwało. A gdy chciałam już wczoraj uruchomić bloggera, posłuszeństwa odmówił internet. To chyba był jakiś znak XDDD

I wiem, że miał być kolejny rozdział w historii Igi i Tomasza, ale mam chyba niezbyt dobrą wiadomość dla jego czytelniczek. Nie mam pojęcia kiedy się takowy pojawi... Nie potrafię zliczyć ile razy próbowałam już go napisać. Za każdym razem mam kompletną pustkę... Zupełnie nic... Nie wiem co się stało. 
Jeśli się nic nie zmieni wymęczę jeszcze tylko góra dwa rozdziały i go zakończę. Chyba nikt nie będzie żałował. Chociaż cały czas mam nadzieję, ze tak nie będzie :)
Przepraszam, że zawodzę. 

Dobra, koniec, bo notka będzie dłuższa od rozdziału :P
Pozdrawiam ♥ 

czwartek, 8 grudnia 2016

Quinto: Fiesta y apuesta

18 marca 2016

Od ponad pól godziny czekałam aż Maresol pojawi się w moim mieszkaniu.
Jesteś głupia, skoro myślałaś, że się wyrobi. Z resztą to twoja wina.
Jak moje? Sama dopiero wczoraj się dowiedziałam o tej imprezie u Sergiego.
Ale Marc zapraszał ciebie, nie Sol.
Ale się zgodził, żeby Sol przyszła ze mną. Istnieje zbyt duże prawdopodobieństwo, że będzie tak trochę osób, których nie znam. Taka Maresol się przyda.
Myślę, ze Marc by się tobą odpowiednio zaopiekował. Ale zawsze mogłaś odmówić i nigdzie nie iść. 
Próbowałam przecież. Nie pamiętasz już, jak chciałam się z tego wywinąć.
Och tak, byłaś taka asertywna, że normalnie wszyscy powinni brać z ciebie przykład. 
Cicho już.

- Jestem! - krzyknęła Sol pojawiając się w moim mieszkaniu.
- Nareszcie. - westchnęłam - Ja wiem, że na ciebie trzeba długo czekać, ale no bez przesady.
- Dobra, dobra. Nie zawsze mam okazję imprezować z piłkarzami, więc musiałam się postarać. - zaśmiała się - Ty tam pewnie już jakieś doświadczenie masz. - wytknęła na mnie język.
- Koleżanko, nie pozwalaj sobie, okej?
- Żartuję przecież. Ale przecież będąc dość blisko z Marciem musisz mieć z nimi jakąś styczność co nie?
- Nie, aż tak jak sobie myślisz.
Naszą wymianę słów przerwało dzwonienie mojego telefonu.
- Czyżby o wilku mowa? - uśmiechnęła się znacząco Sol.
- Tak, bo przez ciebie jesteśmy spóźnione i pewnie chce wiedzieć kiedy dotrzemy. - odpowiedziałam.
 Natychmiast odebrałam połączenie.
- Przepraszam, że nas nie ma jeszcze. Mały poślizg. - zaczęłam od razu.
- No chyba nie masz za co, bo ja też jeszcze nie dotarłem na miejsce. - zaśmiał się - A w ogóle już jesteście w drodze? - spytał.
- Nie, ale za chwilę wychodzimy.
- To poczekajcie, podjadę po was. 
- Czekamy. - rozłączyłam się.
No i trzeba było się tak na biednej Maresol wyżywać? 
Czasem trzeba.
- Masz szczęście. Marc też jest spóźniony i zaraz po nas przyjedzie. 
- Dobrze, to jeszcze szybie selfie i możemy wychodzić. - podeszła do mnie z telefonem. 
- O nie. 
- O tak, na zgodę. - zaśmiała się. 





Dużo się nie pomyliłam stwierdzając, że istnieje prawdopodobieństwo, iż mogę nie znać części osób, które pojawiły się u Roberto. Oprócz kilku chłopaków z Barçy, pojawili się też inni znajomi Hiszpana. Na szczęście było dwóch chłopaków, których poznałyśmy z Sol na Ibizie, Sergio Gómez i Carles Planas.
A propos mojej przyjaciółki...
Zawiera właśnie nowe znajomości. Nie widzisz? 
Właśnie widzę, że mnie wystawiła.
Ty też byś mogła iść w jej ślady. Porozmawiać trochę z ludźmi. 
Rozmawiałam. Teraz tylko na chwilę sobie przysiadłam. 
Czekasz aż procenty trochę wyparują? 
Bardzo śmieszne. 
Nie interesuje cię to, że Marca straciłaś z oczu?
A powinno? 
No nie wiem. Nie było czasem tak, że kręciła się przy nim jakaś blondynka, podczas gdy ty w najlepsze śmiałaś się wspominając wakacje z Gómezem? A chwilę później nie wyparował? 
Co ty mi sugerujesz? Widziałam tą blondi, ale widziałam też jak ją spławiał.... Nie, nie zrobił by tego co sugerujesz,
Dlaczego nie? W końcu jesteście tylko przyjaciółmi... Może robić co chce.
Tak, ale... Ale no..
Dobra, dobra geniuszko. Spróbowałam spłatać ci figla. Przecież widziałaś, jak wychodził na taras z Rafinhą. Pewnie dalej tam jest.
Nienawidzę cię. 
Idź tam lepiej. W razie co, masz wymówkę, że z Rafą jeszcze się nie poznałaś za dobrze.
Dlaczego ja w ogóle cię słucham...

Powoli kierowałam się ku drzwiom prowadzącym na taras... Udało mi się usłyszeć fragment rozmowy chłopaków.
- No, to co zamierzasz zrobić? - spytał Rafael.
- Nie wiem. Nie mam pojęcia jak zareaguje, kiedy postanowię jej wszystko wyznać. - odpowiedział Marc.
- Wiesz, jak nie spróbujesz, to się nie dowiesz. Ale powiem ci, że warto. Będę trzymał za was kciuki. - zaśmiał się pomocnik.
No wchodź, a nie podsłuchujesz. 
- O czym tak plotkujecie? - spytałam wychodząc na zewnątrz. 
- Od plotkowania to jesteście wy, kobiety. - zaśmiał się  Alcântara- My tu ważne sprawy omawiamy. 
- Jak się bawisz? - spytał Marc.
- Na pewno nie tak dobrze jak Sol, ale podoba mi się. - uśmiechnęłam się.
- Właśnie,  nie miałem jeszcze okazji z nią porozmawiać. - stwierdził Rafa - Wracam do środka, moi państwo.  - i szybko się zmył. 
Widziałaś te jego gesty, do Marca jak wychodził?
Widziałam.
Nie wydaje ci się to dziwne? 
Dlaczego... nie, wcale. 
Ja uważam, ze to było dziwne. 
- My chyba jeszcze nie tańczyliśmy dzisiaj, prawda? - Bartra podszedł do mnie bliżej. 
- No chyba nie.
Zabiję osobę, która włączyła wolną piosenkę. 
Marc  objął mnie dłońmi w talii, a ja zarzuciłam mu ręce na szyję. Zaczęliśmy powoli kołysać się w takt muzyki.


Gerard

- Ney! Dawaj teraz coś wolnego! - krzyknąłem, do Brazylijczyka, który aktualnie stał przy konsoli.
- Się robi. - uśmiechnął się zmieniając muzykę.
Z uśmiechem obserwowałem zza szklanych drzwi sytuację na tarasie. 
- Geri, wracajmy już. - poczułem dłoń Shaki na ramieniu. 
- Za chwilę kotek, dobrze? - spytałem - Spójrz tam. - wskazałem na parę na zewnątrz. 
- To Mili? - spytała zaskoczona - Jak pięknie wyglądają. Są razem? - spytała.
- Nie. - dołączył do nas Rafael - Ale dajmy im trochę czasu. 
Szybko obok nas pojawiło się więcej osób, w tym przyjaciółka Milagros.
- Wiecie może, gdzie jest...
- Tam. - jednogłośnie wskazaliśmy dziewczynie na taras zanim zdążyła dokończyć pytanie.
- Uuu... no no. A tak się cały czas zapiera, że ona do niego nic, że tylko przyjaźń. - zaśmiała się. 
- Jak nie dzisiaj, to daje im maksymalnie dwa tygodnie i może mi ich uznać oficjalnie za parę. - stwierdziłem. 
- O nie, chyba za dobrze znam Mili, to może potrwać o wiele dłużej. - stwierdziła Maresol.
- Popieram ją. - odezwał się Rafa - Marc też jeszcze trochę będzie się bał jej powiedzieć co czuje.
- To co, zakład? - zaproponowałem. 
- Z przyjemnością.
___________________________________________________________________

Cześć i czołem! 
Udało się mi coś napisać. Właściwie zaczęłam pisać już w niedzielę (taaaaaaka wena na socjologi). Ale dopiero dzisiaj internet postanowił działaś tak by umożliwić mi dodanie obrazków, więc rozdział jest dzisiaj. 
Podoba się? 
Nie wiem do końca po co ta perspektywa Gerarda, ale może się do niej jeszcze odniosę. 
W najbliższym czasie postaram się też dodać nowy rozdział w historii Igi i Tomasza.  Ale ni obiecuje kiedy dokładnie :D
Pozdrawiam ❤️

P.S. Zmieniłam też zdjęcia przedstawiające głównych bohaterów, gdyby kogoś to interesowało.