poniedziałek, 10 kwietnia 2017

Noveno: Anhelo

23(22) maja 2016 r.


Pip. Pip. Pip.
Jednak ustawiłam ten budzik. Czas powoli uruchomić laptopa i znaleźć jakąś transmisje meczu. Dobrze, że mam osobny pokój, bo bym pewnie obudziła mamę, a tak żadnych przeszkód mogę wstać i obejrzeć mecz finałowy Copa del Rey. Chociaż, te 7 godzin różnicy czasu nie pomaga.
Plus taki, ze udało nam się wrócić wczoraj do Pekinu i internet powinien być lepszy.
Tak, zdecydowałam się na podróż. Mimo wszystko byłam już tak zdeterminowana żeby wyjechać, że nawet wyznanie Marca tego nie zmieniło.

- Cześć, wejdź. - otworzyłam drzwi, a Marc natychmiast udał się do mojego saloniku.
- Musimy porozmawiać. - powiedział od razu - Muszę ci to powiedzieć, bo chyba oszaleje.
Nie wiem, czy mam się bać, czego oczekiwać... Gdzieś w środku oczekiwałam, że... Nie to na pewno nie to.
- Tydzień temu chciałem ci to powiedzieć, ale jak głupi stchórzyłem i żałuję. - westchnął - Eric miał pomysł, żebym przygotował jakąś śmieszną przemowę, ale chyba zrobię to najprościej jak tylko można. - podszedł do mnie, chwycił obie moje dłonie - Kocham cię Milagos. Bałem się tego jak cholera, próbowałem od tego uciec ale nie mogę. Mili jesteś najlepszym co mogło mi się przytrafić i nie potrafię myśleć, że miałbym spędzić jakikolwiek czas bez ciebie. Nawet jeśli tego nie odwzajemniasz i nadal chcesz wyjechać to wiedz, że ja będę na ciebie czekał. Tak długo jak będzie trzeba..
- Marc... Ja... - zamurowało mnie - Ja.. Nie...
- Rozumiem, chciałem po prostu żebyś wiedziała. - widziałam, że jest zawiedziony, smutny - Przepraszam i miłej podróży. - puścił moje dłonie i skierował się do wyjścia. 
- Zaczekaj, to nie tak.  - zatrzymałam go - To jest dla mnie na prawdę trudne. Może to wszystko za szybko. Na prawdę jesteś dla mnie ważny, ale boję się. - spuściłam głowę. 
- Mili, czego się boisz? - ponownie do mnie podszedł.
- Boję się... chyba wszystkiego, uczuć. Tego, że stałeś się dla mnie tak szybko zbyt ważny. - westchnęłam - Tego wyjazdu też się boję. 
- To nie wyjeżdżaj. Zostań, a ja postaram się udowodnić, że to najlepsza decyzja w twoim życiu. 
- Nie, wyjadę. To wyjdzie nam obojgu na dobre. Ja muszę wszystko przemyśleć. A jeśli po powrocie nic się nie zmieni... Damy sobie szanse.

To chyba jednak był błąd.
Oczywiście, ze błąd, ale przecież Milagros wie najlepiej. Tylko skrzywdziłaś was oboje. 
Wiem. Ale co mam teraz zrobić. Odliczam tylko dni do powrotu i mam wrażenie, że już minęła cała wieczność odkąd opuściłam Barceloną i ostatni raz widziałam Marca...


Mam nadzieję, że się obudziłaś, 
jeśli nie to POBUDKA!! Sam 
się mecz nie obejrzy :D 
Sol. Jest osobą, z którą kontakt mam najczęściej. Oczywiście była nadąsana z powodu mojej decyzji, ale długo to nie trwało i jest moimi oczami w Barcelonie.
Wstałam budziku :*
Znalazłam dość dobrą transmisje spotkania i mogłam oddać się emocją spotkania Blaugrany z Sevillą.
Przyznaj, że czekasz szczególnie na to czy Marc pojawi się na boisku. 
Nawet nie mam na to nadziei. Wiem jak wygląda jego sytuacja. Rozmawialiśmy ostatnio dwa tygodnie temu i uznał, że zaczyna go cieszyć nawet to siedzenie na ławce.
Dwa tygodnie to całkiem długo.
Długo, ale cały czas przecież byłam z mamą 200 km od Pekinu na placu budowy, a z zasięgiem było tam nie najlepiej.
A nie łaska wczoraj było się odezwać.
Nie chciałam się narzucać. A Sol mówiła, że ostatnio Marca trudno zastać w domu. Bez przerwy gdzieś wyjeżdża, umawia się na jakieś spotkania...
A twoja wyobraźnia zadziałała? 
Dziwisz się? Teraz oglądam, nie przeszkadzaj.


- Mili... Milagros.. Obudź się. - usłyszałam głos mojej mamy.
- Co się stało? - spytałam.
- Miałyśmy iść dzisiaj zwiedzać. - uśmiechnęła się. 
- Przepraszam, oglądałam w nocy mecz i ...
- Rozumiem. Chcesz jeszcze odespać? Chyba przerwałam ci dość ciekawy sen, tak myślę po tym co mówiłaś?
- Znowu? - zakryłam twarz dłońmi. 
- Oj Mili. - przysiadła na moim łóżku - Na pewno nie chcesz wrócić wcześniej do Barcelony? Widzę jak się męczysz. Wiem, że było lepiej po tym jak mi o wszystkim powiedziałaś, ale to chyba znowu wraca. Nie możesz tak się męczyć. Tęsknota to straszne uczucie, wiem... I niepotrzebnie nałożyłaś na siebie taki ciężar. 
- Myślałam, że tak będzie lepiej.
- Najgorzej za dużo myśleć. Następnym razem niech zadziała serce. 
- Dziękuje ci. - przytuliłam ją - To idziemy podbijać Pekin? - zaśmiałam się.
- Idziemy, a potem pomyślimy o twoim powrocie. Tym razem ja zadecyduje za ciebie. 
______________________________________________________________
Cześć? Przeżyje? 
Mam taką nadzieję, bo inaczej kto zakończy to opowiadanie? :P 
Chyba, że zakończenia nie chcecie :D 
Jak Wam się podoba powyższy rozdział? 
Powiem Wam w tajemnicy, że średnio mi się go pisało i gdybym nie wpadła na pomysł  retrospekcją nic by z tego nie wyszło xd 

Przepraszam, że na Waszych blogach pojawiam się z opóźnieniem, ale ostatnio trudno było mi się wyrabiać i prawdopodobnie dalej będzie to tak wyglądało. Wybaczcie :D 

Jest szansa, że przed 27.04 napiszę jeszcze coś... Tu, bądź na historię Igi i Tomasza. 
Ale jeśli nie to w tym dniu pojawi się pewien post i niespodzianka :)

Pozdrawiam ♥

EDIT. Wszystkiego dobrego z okazji Świąt Wielkanocnych :*